poniedziałek, 6 listopada 2017

Po jakiemu ja tu mówię?

Na temat moich perypetii z językiem włoskim mogłabym się rozpisać...
Część znajdziecie na moim drugim blogu.
Jednak często słyszę pytania z serii "mówisz po włosku?", "jak się nauczyłaś?" itp itd.
Dzisiaj dam Wam na to odpowiedź :)




Tak, mówię po włosku.
Jak oceniam swój poziom? Myślę, że śmiało mogę powiedzieć, że jest to B2. Hm, może nawet C1? Ciężko mi określić. Posługuję się tym językiem na codzień - w domu, w sklepie, u lekarza, ze znajomymi, czasem nawet z mamą i siostrą. Rzecz jasna z akcentu da się w lot wywnioskować, że nie jestem Włoszką :) Robię też sporo błędów. Ale to nie przeszkadza mi w komunikacji, dlatego apel - nie bójcie się używać języka obcego! 
Słyszę od Włochów, że mówię lepiej, niż niektórzy rodowici Włosi - muszę przyznać, że napawa mnie to dumą :) Cóż - dobrze wiecie, że nie wszyscy Polacy znają dobrze język polski. We Włoszech jest podobnie. 

Od kiego uczę się włoskiego?
Hmm, w sumie nigdy się go nie uczyłam. To znaczy podejmowałam próby, ale mam słomiany zapał :D Kiedy miałam 15 lat pierwszy raz pojechałam do Włoch na wakacje. Używałam tam angielskiego, jednak próbowałam wyłapywać włoskie słówka. Po dwóch miesiącach intuicja czasem mi podpowiadała znaczenie całych zdań, ale mówić to tak nie bardzo :D I tak co około 2 lata wakacje spędzałam we Włoszech. Ze względów rodzinnych, byłam lekko "zmuszona" nauczyć się języka. Ponieważ kilka słówek już rozumiałam, w którymś momencie zaczęłam rozumieć całe wypowiedzi. Dokładniej, to sens wypowiedzi. Jak nie rozumiałam - prosiłam o wytłumaczenie innymi słowami (czasem po włosku, a czasem trułam o tłumaczenie "po naszemu" osobie polskojęzycznej, która była najbliżej :D ). Czasem próbowałam sklecić jakieś zdanie, z marnym skutkiem, ale zazwyczaj dało się coś nie coś wywnioskować :D 

Aż przyszedł Erasmus.
Postanowiłam "od teraz mówię po włosku". Czasem wspomagałam się angielskim, czasem polskim (ale tylko w domu), ale starałam się mówić po włosku. Zawsze zaczynałam od zdania "przepraszam, nie jestem Włoszką, nie znam włoskiego". A potem leciałam ze słowami, jakich umiałam użyć. Zero gramatyki, ubogie słownictwo, często coś myliłam, czasem musiałam coś na migi pokazać. Ale dawałam radę! 
Mijały tygodnie i miesiące, a ja kontynuowałam tę "naukę". Kiedy zaczęłam coś więcej jarzyć - zaczęłam również dopytywać o bardziej "pro" elementy włoskiego :D 

W międzyczasie zdałam na 18 (odpowiednik naszej 3) makroekonomię po włosku :D Do tej pory nie wiem, jak ja to zrobiłam, ale udało się. Na drugim semestrze wzięłam już 3 przedmioty po włosku, w tym literaturę włoską. Wszystkie 3 zaliczyłam. 

Do tego oglądam filmy/seriale po włosku (chociaż ostatnio też po angielsku - też trzeba odświeżyć :D ), czytam włoskie książki (lub w wydaniu włoskim), na fejsie przeglądam włoskie stronki. To pomaga i to dużo!

Podsumowując - rok temu mówiłam baaardzo słabo po włosku. Serio, takie A2 to był max. Ale przebywając we Włoszech, otaczając się językiem z każdej strony, dzisiaj - po roku, posługuję się nim swobodnie. 

Przede wszystkim nie bałam się używać włoskiego. Serio, nikt Was nie zje! Po prostu mówcie "po innemu", na pewno się dogadacie! 



A Wy jakie macie techniki nauki języków obcych? Może też mieliście okazję nauczyć się go przez "zasiedzenie", jak ja? 
Opowiadajcie, jestem ciekawa!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz