czwartek, 13 lipca 2017

Dużym okiem małego człowieka 2: Bratysława!

No to pojechaliśmy sobie do Bratysławy. Nie mogę powiedzieć, bo ciekawie było, ale o tym przeczytacie dokładnie tutaj. Ja rozumiem, że mechanik Mietek z Podkonia Dużego (ok, zmyślone, ale rozumiecie przekaz) nie zna angielskiego. No ale żeby w salonie fiata, w stolicy... Ok, koniec spoilera, po prostu przeczytajcie na Włochy opowiadają - la Polonia confronta :)

A teraz podzielę się z Wami wrażeniami odnośnie Bratysławy. Mieliśmy spędzić tylko jeden wieczór i na drugi dzień po śniadaniu ruszyć do Włoch, ale los chciał, że zostaliśmy jeden dzień dłużej. Dlatego podzielę się z Wami, co mi się podobało, a co nie :)




Przyjechaliśmy wieczorem, głodni, więc wyszliśmy na miasto, żeby coś zjeść. Hotel mieliśmy oddalony nieco od centrum (#cebula), ale na pieszo wystarczyło 20 minut, żeby się w tym centrum znaleźć. Środa wieczór, miasto dosyć opustoszałe, ale spokojne.

Dotarliśmy na miejsce - czas szukać jedzenia!

Hmm, lekkie rozczarowanie - Piotrkowska w Łodzi jakaś taka żywsza, nawet w środku tygodnia :( No nic, idziemy dalej. O, a jednak to tutaj dzieje się życie! Nie tak pusto, jak myślałam wcześniej. Najedliśmy się, więc czas na krótki spacer (to burrito było spore, a do tego piwo... co ten głód robi z człowiekiem!). Dotarliśmy nad Dunaj. No ok, ładny widoczek. Ale pusto. I w sumie to by było na tyle. Czas wrócić do hotelu i spać.


Ok, więc zostajemy w Bratysławie na jeszcze jeden dzień, prawie dwa. W takim razie pokręcimy się trochę po mieście! W dzień jest tu jednak ładniej. Ludzi więcej, czwartek w biały dzień, więc ktoś się gdzieś spieszy a ktoś się gdzieś szwęda. No ale halo halo, jesteśmy w stolicy Słowacji! Coś trzeba zobaczyć! Więc pokręciliśmy się znów po starówce. Rzecz, która mi się najbardziej rzuciła w oczy, to dziewczęta naganiające panów do jakiegoś lokalu. Nie wnikam. Ale jakoś tak to mi najbardziej utkwiło w pamięci. Spacerek na zamek Bratysławski. W sumie urocza okolica. Ale ja zaczęłam mdleć z gorąca (oj to był upalny dzień), więc hotel, drzemka i wychodzimy wieczorem na piwo. Znów starówka, wchodzimy do randomowych lokali. Niektóre typowo dla turystów, inne już niekoniecznie. No trochę się ludzi kręci, ale jakoś tak klimatu nie czuję. Tu spacerek, tam piwko, wszystko całkiem urocze, ale trochę rozczarowanie jednak jest.

Piątek - dzisiaj też musimy jeszcze kilka godzin tu spędzić... Wracamy na zamek bo go całego nie widzieliśmy! Dziś dotarliśmy na górę. Obejrzeliśmy widoczki. Nie mogę powiedzieć, bo podobało mi się! Ale bloki zbudowane zaraz obok wzgórza, które nijak się mają architektonicznie do samej głównej atrakcji jednak już mniej. Prawie można było zaglądać ludziom do okien. No ale dobra, ktoś nie przemyślał. 
"A dobra, u kawałek ziemi, postawimy blok.... oj, jest zamek, a projekt już zrobiony? A kogo to obchodzi, udajemy, że nic się nie stało".


Zamek też niczego sobie, w sumie najładniejsza rzecz, jaką widziałam w Bratysławie.




Jestem lekko zawiedziona. W sumie spodziewaliśmy się tego, więc Bratysława miała być tylko przystankiem na jeden wieczór i nocleg. Ale stało się jak się stało. Dobre miejsce, jeśli ktoś chce oszczędnie spędzić weekend za granicą, zwiedzając bary. O ile zarabia w euro. Hotele dość tanie, alkohol na mieście i jedzenie też nie jakoś szczególnie drogie. Ale to by było na tyle. Z drugiej strony Praga jest jeszcze tańsza, a o wiele ciekawsza. Może się mylę, może nie widziałam tego, co powinnam zobaczyć, ale moje odczucia są takie a nie inne.

A Wy byliście w Bratysławie? Podzielacie moje zdanie, czy według Was nie mam racji? (ok, kobieta ma zawsze rację, no ale może nie tym razem ;) )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz