poniedziałek, 13 listopada 2017

Uczelnia w Polsce a uczelnia we Włoszech

Cztery lata na Uniwersytecie Łódzkim i rok na Uniwersytecie Bolońskim. Mój Erasmus zaskoczył mnie wiele razy, jeśli chodzi o naukę, egzaminy i uczelnię samą w sobie. Gotowi poznać te różnice? No to go!





1. Czas trwania zajęć
W Polsce byłam przyzwyczajona do półtoragodzinnych zajęć. Raz w tygodniu wykład, ewentualnie do tego raz w tygodniu ćwiczenia.
We Włoszech cóż... Były i takie zajęcia, które trwały tylko 2 godziny. Ale zazwyczaj jedne zajęcia z danego przedmiotu to trzy godziny, do tego dwa razy w tygodniu. Brak oddzielenia wykładów od ćwiczeń. Wszystko razem. Ewentualnie dodatkowe zajęcia z innym prowadzącym, które polegają na upchnięciu wszystkich wykładów w formie ćwiczeń w 3-godzinnym bloku. Także tempo pracy dosyć szybkie.

2. Notatki
Wspomnienia z mam następujące: są ci, co notatki mają i ci co pożyczają. A potem nauka z tych notatek + internet. I egzamin. 
Włochy - każdy skrupulatnie pisze swoje notatki. Ale na tym nie koniec! Do tego podręczniki. I to nie to, że wypożyczone z biblioteki (ok, ja wypożyczałam, cebula to jednak cebula :D ). Ale kupione/kserowane. Niekoniecznie tylko jedna książka na przedmiot. Uff, bywało ciężko...

3. Sesja
Polska - dwa tygodnie, tydzień przerwy, tydzień poprawek -> kolejny semestr. Ewentualnie: 2 tygodnie, 2 miesiące przerwy, 2 tygodnie poprawek -> kolejny semestr. Wszystko jasne i klarowne, prawda?
We Włoszech wygląda to tak, że ja sama do końca tego nie rozumiem :D Miałam egzaminy połówkowe już na przełomie października/listopada. Cały grudzień i styczeń w domu, w sumie to połowa lutego też. Spędzone na nauce. Bo egzaminy.
Przyszła kolejna sesja - czerwiec w domu, w sumie maj też. Ostatni egzamin zdawany pod koniec lipca. Tak zasadniczo pod koniec sierpnia miałam jeszcze poprawkę z egzaminu z sesji zimowej, ale na szczęście zdałam ten przedmiot w Polsce.

Ah, no i często studenci zdają na przykład 2 egzaminy w sesji. I ich studia się przeciągają. Wówczas są "fuori corso" - poza kursem. Oznacza to, że poza na przykład 3 latami licencjatu, studiują dodatkowy rok (lub więcej) żeby pozdawać egzaminy, których nie udało im się zaliczyć w poprzednich latach. I to nie jest czymś nadzwyczajnym we Włoszech! Za to kosztownym. Włoscy studenci płacą za każdy semestr studiów - nie ma tak dobrze, jak w Polsce ;)


Ciekawostka - we Włoszech można być zapisanym tylko na jedne studia! 
Pomimo opłat za studia, student ma możliwość uczęszczania tylko na jeden kierunek. Zaskoczyło mnie to - sama w Polsce byłam przez chwilę dwukierunkowcem. I to za darmo :D


4. Oceny
Skala 2-5? Gdzie tam! Kiedy opowiadam Włochom o moich ocenach w Polsce, nie mogą tego zrozumieć :D
Na włoskich uczelniach skala ocen kończy się na 30L (30 z wyróżnieniem). Ocena poniżej 18 jest równoznaczna z brakiem zaliczenia. Niby fajnie, szeroka skala, ale... kiedy po Erasmusie przyszedł czas na rozliczenie egzaminów, już nie było tak kolorowo. Oceny w skali włoskiej miałam z przedziału 18-26. Kiedy zostały przeliczone na polskie oceny, okazało się, że mam jedną 3, a reszta to 3,5 :D

Coż, muszę przyznać, że tylu różnic się nie spodziewałam. Ale co przeżyłam, to moje :D Niby wciąż Europa, niby cały czas system boloński, ale jednak...


A Wy, mieliście okazje poznać uczelnie w innych krajach? Coś Was zaskoczyło szczególnie? Jestem ciekawa Waszych doświadczeń!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz